Kalendarz retritów 2025
16-19 stycznia - retrit medytacyjny w Paldenling
Retrit Medytacyjny
16 – 19 stycznia 2024
Miejsce:
Paldenling
Temat:
Głębia przez rozluźnienie i przyjemność
Opis:
Zapraszamy na czterodniowy retrit medytacyjny, który odbędzie się od czwartku do niedzieli. To wyjątkowy czas na głęboką praktykę medytacyjną, w której poprzez rozluźnienie i otwieranie się na przyjemność będziesz mógł/mogła wejść w kontakt z głębszymi warstwami swojego umysłu i serca.
W atmosferze spokoju i wspólnoty praktykujemy uważność, metta (miłującą dobroć) oraz techniki pogłębiające wgląd i obecność. Codzienne medytacje, inspirujące rozmowy i chwile ciszy pozwolą Ci odnaleźć harmonię i przestrzeń, której potrzebujesz, by odnowić siły i spojrzeć na życie z nowej perspektywy.
To zaproszenie do pełnego zanurzenia się w praktyce, gdzie przez rozluźnienie otworzy się droga do autentycznej radości i głębokiego wewnętrznego spokoju. Idealny dla tych, którzy pragną głębszego doświadczenia medytacji.
Prowadzenie:
Śāntaka i Padmasiddha
Zapisy: formularz zapisów
Sugerowana darowizna: 620zł – do potwierdzenia
Przed zapisem, przeczytaj o zasadach na naszej stronie: Zasady wyjazdów na retrity, szczególnie Zapisy, Dyscyplina i etykieta, Dodatkowe informacje.
Przyjmujemy zapisy na retrity
Zasady wyjazdów na retrity
Zapisy
Zanim się zapiszesz, przeczytaj zasady uczestnictwa w zakładce Dyscyplina i etykieta oraz Dodatkowe informacje.
Zapisy odbywają się poprzez WYPEŁNIENIE FORMULARZA ZAPISÓW. Rezerwacja miejsca następuje po wypełnieniu wszystkich punktów formularza i poprzez wpłatę darowizny w postaci zaliczki 100 zł (zwrot możliwy do 2 tygodni przed retritem). Zaliczkę należy wpłacić najpóźniej do 7 dni od momentu zapisu, w przypadku bliskiego terminu retritu (od 2 tyg. przed wzwyż), należy ją wpłacić od razu. Brak wpłaty oznacza wpisanie wyłącznie na listę rezerwową. Jeśli chcesz jechać z nami po raz pierwszy skontaktuj się z osobami prowadzącymi retrit pod adresem: retrity@gmail.com, by omówić możliwość Twojego udziału. Aby retrit się odbył, potrzebna jest minimalna liczba 15 uczestników (sangha w Warszawie 10 osób). Jako organizatorzy zastrzegamy sobie prawo do odwołania retritu z powodu niewystarczającej liczby osób. W ramach zapisów prosimy o dobrowolne wsparcie działań Fundacji Przyjaciele Buddyzmu. Zachęcamy do dobrowolnej wpłaty 100 zł, która pomoże przy organizacji retritów. Zaliczkę możemy przesunąć na inny retrit lub zwrócić do 2 tygodni przed retritem. Przelewu można dokonać na nasze konto:
NUMER I DANE KONTA
Fundacja Przyjaciele Buddyzmu
mBank
86 1140 2004 0000 3002 7834 5456
z dopiskiem: DAROWIZNA NA RETRIT W… [tutaj nazwa miesiąca np: LUTY]
Pozostałe koszty retritu zostają uregulowane na końcu retritu (jako rozliczenie z gospodarzami). Prosimy więc zabrać ze sobą odpowiednią ilość gotówki, najlepiej odliczonej.
Dyscyplina i etykieta
Nasze retrity to nie manewry wojenne. Nie budzimy się o 4.30, nikt nikogo do niczego nie zmusza, ale dla dobra wszystkich uczestników i sprawnego przebiegu retritów prosimy, aby retritowicze przestrzegali pewnych zasad – należą do nich:
- przyjazd na retrit i wyjazd z retritu na koniec jest możliwy wyłącznie w godzinach podanych przez organizatorów (jesteśmy na retricie od początku do końca, nie można dojeżdżać kolejnego dnia ani wyjeżdżać wcześniej);
- podczas retritu zwracamy się do siebie nawzajem w oparciu o szacunek i praktykę życzliwości;
- nie korzystamy z telefonów i elektroniki ani z internetu*;
- punktualność (np. przy przychodzeniu na zajęcia);
- cisza/milczenie w okresach praktykowania ciszy;
- pomoc w przygotowywaniu posiłków itd.
*Na terenie ośrodka i w okolicy prosimy o całkowite niekorzystanie z telefonów i internetu. Prosimy o powyłączanie wszystkich urządzen, żeby sobie odpoczęły, a my z nimi. Istnieje możliwość podania numeru telefonu do organizatora rodzinie, znajomym itp, aby mogli się skontaktować w razie nagłej potrzeby. (Numer telefonu podajemy uczestnikom retritu w mejlu organizacyjnym.) W ten sposób możemy wyłączyć komórkę na czas trwania retritu i mieć święty spokój.
Dojazd
Dojazd – na koszt własny. Zwykle (w 95% przypadków) kilka osób jedzie na retrit własnymi samochodami i to wystarcza, aby wszyscy się z nimi zabrali (pierwszeństwo mają jednak maty, poduszki i zakupy/jedzenie) ? Na tydzień przed retritem, kiedy mamy już dokładny spis uczestników, wysyłamy numer telefonu poszczególnych kierowców osobom-pasażerom, można zadzwonić i się umówić na dojazd i powrót (i złożyć się na paliwo). W przypadkach, gdy nie starcza miejsca, albo osoby dojeżdżą z innych miast, staramy się w miarę możliwości odbierać uczestników z dworców/przystanków (po umówieniu).
Oczekujemy, że osoba przyjeżdżająca na retrit, przyjeżdża na całość (tzn nie dojeżdża później, nie wyjeżdża wcześniej i nie odwiedza cioci mieszkającej w pobliskim miasteczku podczas).
Dodatkowe informacje
Osoby mające problemy psychiczne, przebyte lub obecne choroby psychiczne prosimy o poinformowanie organizatora (dyskrecja zapewniona). Warto także podzielić się jakimikolwiek innymi obawami lub pytaniami co do retritu z organizatorami. Albo je rozwiejemy albo potwierdzimy.
Co to retrit?
,,Obudziłem się bez budzika chwilę po 5.30 rano i z kubkiem herbaty wyszedłem przed dom popatrzeć, jak mgła podnosi się nad górami, na wschodzące słońce, na owce na łące. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz przyglądałem się czemuś tak długo i z taką przyjemnością.”
Od samego początku buddyzmu ludzie praktykujący go rozpoznawali wartość czasu spędzonego na praktyce poza zgiełkiem codziennego życia. Sam Budda rozpoczął swoje duchowe poszukiwania od ,,przeprowadzki” do dżungli i od obcięcia nożem długich, czarnych loków – symbolu jego poprzedniego pełnego wygody i przepychu życia. W buddyzmie, jak w chrześcijaństwie i w innych tradycjach duchowych, życie w ciągłym odosobnieniu, w grupie lub samemu, w klasztorze, na pustyni czy w lesie, jest często uważane za najbardziej sprzyjające praktyce medytacji i osiągnieciu celu praktyki.
,,Już po porannych medytacjach, trzeci dzień odosobnienia i czuję się, jakby w moim umyśle było coraz więcej przestrzeni, jakbym rósł i jaśniał wewnętrznie. Myśl nie goni już myśli, jestem bardziej świadomy tego, co czuję. Po pierwszych dwóch dniach, kiedy czułem się nieswojo z grupą ludzi, narasta we mnie poczucie szczęścia – z tej perspektywy to nie ,,tam” jest normalny świat, tylko tu, a moje codzienne życie i pogoń za czasem wydaje się szaleństwem!”
Ludzie wybierający życie w całkowitym odosobnieniu są oczywiście godni podziwu, nawet jeśli w naszych czasach się ich nie docenia. Większość z nas nie zdecydowała by się jednak na taki krok. W naszej tradycji tj w Przyjaciołach zachodniej wspólnoty buddyjskiej, nie dzielimy praktykujących na mnichów/mniszki i świeckich, lecz staramy się stworzyć warunki do praktyki dla każdego, niezależnie od tego, jaki ma styl i tryb życia. Konkretnie w tym przypadku oznacza to organizowanie tzw odosobnień (lub retritów). Odosobnienia to wyjazdy poświęcone pogłębianiu praktyki medytacji, praktyce buddyzmu oraz bardziej autentycznemu kontaktowi między ludźmi.
Taki wyjazd na określony czas – czy to weekend, czy tydzień, czy dłużej – z grupą ludzi, którzy mają podobny cel, w miejsce sprzyjające praktyce – góry, czy ośrodek na wsi, to niezastąpiony sposób na naładowanie duchowych akumulatorów. Bez tego, nawet jeśli mamy dobre chęci, trudno na dłuższą metę utrzymać inspirację, pamiętać, że chcemy się rozwijać, chcemy się zmienić. Wcześniej czy poźniej w życiu większości ludzi następuje moment, kiedy bez wsparcia przyjaciół, bez ,,odśnieżenia” po codziennych zawiejach, coraz trudniej wstać rano, żeby medytować, coraz łatwiej zepchnąć głębsze aspiracje pod dywan, za telewizor, pod skrzynkę z piwem.
,,Po śniadaniu studiowaliśmy w grupie tekst buddyjski dotyczący Koła życia i spiralnej ścieżki, czyli tego, jak w życiu możemy być albo niewolnikami własnych nawyków, albo dzięki świadomości i znajomości siebie, możemy w każdym momencie wybierać bardziej kreatywne zachowanie, lepszą reakcję na zachowanie innych. Ludzi dawali praktyczne przykłady, jak to się ma do ich życia i ciekawe, jak takie studiowanie w grupie, jak się do tego odpowiednio podejdzie, staje się częścią praktyki, a nie tylko napychaniem głowy kolejnymi mądrościami. Np w pewnym momencie coś powiedziałem coś, co zdenerwowało M. Normalnie pewnie byśmy się pogryźli, tutaj jednak mieliśmy do siebie wystarczająco zaufania – zauważył, że zawsze jak rozmowa schodzi na ten temat, to głos mi się zmienia i staję się lekko czerwony. Wytłumaczyłem szczerze, dlaczego tak zareagowałem i przyjął to, choć nie było to łatwe. Myślę, że obaj nauczyliśmy się dziś czegoś o sobie, czego nie nauczylibyśmy się z książki, a jednocześnie wyrwaliśmy się na chwilę z koła życia tzn. nie zareagowaliśmy z automatu.”
Retrity bywają mniejsze, od kilku osób wzwyż; a w miejscach, gdzie nasze ośrodki działają od dłuższego czasu, jak Padmaloka, Guhjaloka czy Taraloka bywa, że gromadzą kilkadziesiąt czy ponad sto osób. Natomiast w ośrodkach ,,Przyjaciół” w Indiach (a wiadomo, że w Indiach wszystko odbywa się na większą skalę) regularnie organizowane są retrity dla kilkuset czy nawet kilku tysięcy osób, podobnie na festiwalu Buddhafield odbywającego się co roku w płd. Anglii. Mimo iż przypominają bardziej Woodstock niż buddyjską medytację, niesamowite jest, że nawet przy tak dużej liczbie ludzi, daje się utrzymać ciszę, koncentrację i odpowiednią atmosferę.
,,W medytacji dziś czułem, jakbym odnalazł w swoim sercu złoto, które zaprzepaściłem w którymś momencie w życiu i nawet nie wiem, kiedy. Czuję, jakby spłynął ze mnie cały cynizm i rozpuściły się ochronne maski na twarzy. Radość, jakiej dawno nie odczuwałem.”
Odkąd otworzyliśmy ośrodek buddyjski Sanghaloka na Kazimierzu w Krakowie we wrześniu 2008 zorganizowaliśmy już kilka retritów/odosobnień, weekendowych i tygodniowych. Kolejne planujemy na 8-11 pażdziernika 2009 (czwartek wieczór do niedzieli popołudniu) w Sopatowcu w górach koło Nowego Sącza. Retrit jest pomyślany dla ludzi, którzy są lub nie są buddystami, ale którzy już medytują, także jeśli cię to interesuje, to wpadnij najpierw na wprowadzenie do medytacji do Sanghaloki w którąś środę (info tutaj albo wyślij mejla na kontakt@buddyzm.info.pl).
Reminiscencje po retritach
(Patryk)
Kiedyś po pierwszym wyjeździe poczułem, że jestem bardziej w sobie… “Zapadłem się” po kostki w siebie wtedy. Gdyby użyć metafory o chodzeniu po cienkim lodzie, z każdą medytacją, z każdym retritem zapadam się coraz głębiej. Ten lód złudzeń, błędnych wyobrażeń itp.. kruszy się coraz intensywniej. Mam w sobie ciepłe i wygodne miejsce do pracy nad sobą. Z każdym dniem bardziej lubię siebie, co przekłada się pozytywnie na świat zewnętrzny – gdy ja staję się swoim najlepszym Przyjacielem, to świat jest coraz bardziej przychylny dla mnie. Choć czasem d… boli od siedzenia, lecz dla duszy Praktyka jest ożywcza. Scala się ciało, umysł i dusza, dzieją się rzeczy, które choć są poza zasięgiem słów, nienazwane – to są pozytywne. Można by powiedzieć, że medytując szukamy siebie… Tak, szukam siebie, choć wcale nie czuję się zagubiony na tej Drodze. Spotykam na niej wielu wspaniałych Wędrowców. Idziemy razem przez chwilę, może nasze drogi się później rozchodzą, lecz pozostaje świadomość zjednoczenia we wspólnocie tych, którzy wyruszyli w podróż swego życia.
(Piotr, 01.02.2013, Częstochowa-Kraków)
sopatowiec
biały śniegiem
ciepły drewnem
kominkowym
duchem gosi
kotem tulny
klepny tłustym
zadem buni
(Nityabandhu)
LUTY 2012
tej zimy
w rytm
eskimoskiej samby
topi się lód.
niebo
sypie radościa
której nijak odśnieżyć.
(Nityabandhu)
Im dalej od retritu – tym bardziej go doceniam. Im dalej od retritu, tym bardziej chcę pojechać na kolejny. Jeśli da się utrzymać na co dzień tamtą przytomność umysłu – to ja tego chcę. Jeśli da się ją pogłębiać – tym bardziej. W moim świecie wymaga to dużo odwagi, postanowień, wytrwałości. W moim świecie taka przytomność umysłu na co dzień jest marzeniem. Po retricie wiem, że to marzenie da się spełnić.
…
(JACEK, po retricie w październiku 2010)
Piszę, żeby podziękować za retrit. W trakcie jego trwania byłem trochę zły na siebie, że nie przygotowałem się do niego i niewiele korzystam. A na pewno mniej niż mógłbym, gdybym normalnie medytował zamiast walczyć z sennością:) Jednak po raz kolejny życie totalnie zaskakuje. O ile wczesniejszy – lipcowy – dal pewne odpowiedzi, to ten pozostawil pytania – i może nawet przez to – jak się okazuje – był jeszcze bardziej cenniejszy.Jeszcze raz dzięki ogromne, niestety nie mam kontaktu do Szantaki, więc proszę Cię, przekaż mu odemnie ogromne podziękowania. Zrobiliście i robicie znakomitą rzecz.Pozdrowienia również dla wszystkich przychodzących do Sanghaloki.
…
(PARAMARTHA, po wyjeździe w lipcu 2010)
Just got on the plane – so thanks again guys, it really was great to spend time with you all, give my love to whoever turns up at Sanghaloka tomorrow.
.
.
(PAWEŁ, po odosobnieniu w styczniu 2010)
Posopatowcowo…zauważyłem, że mam ochotę na działanie i zabieram się za sprawy, które odkładałem w nieskończoność ?
(MAGDA, kwiecień 2010)
Wszyscy dokoła tacy nerwowi ?
Dziękuję Wam za ten weekend. Brak mi słów i śmiałości, żeby opowiadać, co mi dał. W skrócie: siłę i pewność.
(DAWID, 2009)
Jeszcze raz dziękuję za wyjazd, pomógł mi przemyśleć co nie co.
(MICHAŁ, 2008)
Co prawda buddyzm nie jest moja droga ale jest na tyle uniwersalny ze im wiecej buddyzmu tym lepiej dla czlowieka ? (zwlaszcza w waszym wykonaniu ?
Dobrze, że jesteś i robisz to, co robisz. Wręcz dzięki bogu!!
Myślę, że to ma bardzo duży wpływ, bo gdy zmieniają się sami ludzie, to zmieniają też swoje relacje. Ja np mam już lepszy kontakt z sobą normalnie niż po alkoholu. To fantastyczne uczucie!
(MICHAŁ, 2010)
Czuję się wyjątkowo spokojny. Metta rulez!!!
(KONSTANCJA, 2007)
[po powrocie z retritu] Miasto jak wielki mechanizm…(MACIEK, 2006)
Wolny od pragnień, zadowolony ze swego losu,
współczujący i gotów do poswięceń,
uspokajam umysł w medytacji.
I bez zbędnych słów,
z determinacją,
często sam,
w ciszy
madrości, nie wiedzy
szukając –
– podążam drogą czystej wolności.
(MACIEK, 2006)
Po retricie w Soblówce poczułem pewien przypływ energii, praktykuję żarliwiej, czuję się pewniej w tym, co robię na swojej scieżynce duchowej. Jeszcze raz dziekuję bardzo za ceremonie mitry. Był taki moment w czasie medytacji po ceremonii, w którym poczułem jedność, jakby rozpuszczenie się mojego ja w przestrzeni, a energia ukryta w ciszy pulsowała… Żal było kończyć.
(Karol, 2012)
Nie wiem jak to robicie, ale zawsze wychodzę z Sanghaloki pełny radości obojętnie w jakim nastroju tam dotrę ? Dzięki!! Wesołych Świąt! ?
(EWA, 2004)
Moje retrity:
PIERWSZY: kiedy nie wiedziałam co znaczy retrit, co to jest.
Był lęk przed nieznanym, jakiś brak wiary w siebie, czy to co robię ma sens,
i jednocześnie gdzieś głęboko we wnętrzu, że powinnam spróbować.
Medytacji uczył nas Amarasiddhi, w tygodniu poprzedzającym retrit.
Chciałam dowiedzieć się więcej o buddyzmie, a medytacja wydawała mi się nie da mi tej wiedzy. Bo co może wyniknąć z tej „praktyki”, jakieś wyciszenie!? Ale gdzie tu poznanie buddyzmu? Oczekiwałam jakiś wykładów, dyskusji, nauk, a tu zasadniczo sama medytacja.
Wyjeżdżałam z poczuciem pewnego rozczarowania, byłam wypoczęta , może trochę wyciszona, ale nie tego oczekiwałam. Nie rozumiałam po co mi medytacja, bo przecież z niej nie dowiem się nic o buddyzmie.
W niedzielę po naszym rozstaniu, wstąpiłam na stację benzynową aby kupić ciastka, pani sprzedawczyni była trochę mało uprzejma i zanim zareagowałam, poczułam w sobie irytacje jej zachowaniem. Zamurowało mnie przez moment, poczułam jak tworzy się irytacja, i jak mogę ją odrzucić.
Był to moment, sytuacja nie powtórzyła się już tak wyraźnie, ale czułam, że coś się we mnie zmieniło.
Przez okres kilku tygodni irytowały mnie też mniej ludzkie zachowania, sytuacje itp. Potrafiłam być bardziej wyrozumiała .
Oczywiście powoli wchodziłam w swoje stare nawyki i schematy, ale nie do końca.
DRUGI RETRIT:
W lutym , marcu i kwietniu ze względu na podsumowania roczne na ogół pracuję ok.10 -12 godzin dziennie. I z tego zapracowania , zmęczona, zirytowana wyskoczyłam na retrit.
Był inny, bo dla części osób był drugim. Na pierwszy pojechałam nic nie wiedząc, ten drugi był jakby bardziej świadomym wyborem.
Inny, bo warunki mieliśmy inne, tzn. byliśmy my i retrit.
Moje zaskoczenie 9 osób w tak małym domu? Ale może dlatego, że większość rzeczy robiliśmy razem nie czuło się „tego tłumu”.
Mogę powiedzieć ,że lubię MEDYTACJĘ, nie rozumiem tego, po przecież to tylko pozornie siedzenie w pozycji i skupienie się na oddechu. Ale widzę, że zmienia mnie.
Bardzo ważne dla mnie są też rozmowy , bo rozmawiamy głęboko i szczerze, rozmawiamy a nie mówimy.
Z tego retritu wyniosłam refleksję, że nie jest prawdą moje powiedzenie „nie mogę tego zrobić”, że „to przekracza moje możliwości”. Była taka dyskusja z Jarkiem, i nagle jego słowa, że „widać nie próbowałam dostatecznie” – dotarły do mnie, trafiły. Do tej pory byłam pewna, że tego, lub tamtego nie potrafię, że to przekracza mnie. I wtedy dotarło do mnie, że ja sama sobie ustaliłam tą barierę, że tak naprawdę to nie wiem, bo nie próbowałam dostatecznie.
Widzę też, ze inaczej podchodzę do niektórych spraw, często nie wiem na czym ta zmiana polega, ale czuje ze jest to inaczej.
Były też dni zaraz po powrocie, gdy czułam inaczej i mocniej powiew wiatru czy zapach słońca. Świat był przez moment bardzo wyrazisty i taki bardzo odczuwalny.
(AGNIESZKA, 2004)
Wola Filipowska 2004.04.16-18
Upłynęło już trochę czasu odkąd byłam na odosobnieniu -retricie. Właściwie to prawie trzy miesiące. Niektóre rzeczy się zatarły, a inne zyskały z czasem większą klarowność.
Kwiecień dla mnie był miesiącem w którym miotałam się w pracy, która nie dawała mi satysfakcji. Ciężko pracowało mi się z moją szefową, kobietą bardzo despotyczną i wybuchową.
Poznałam Jarka i on właśnie zaproponował mi taki wyjazd na weekend odosobnienia.
Było to moje pierwsze spotkanie z Buddyzmem. Nie ukrywam tego, że wcześniej nie interesowałam się specjalnie żadną z religii. Posiadałam bardzo nikłe wiadomości na temat medytacji ale to też raczej rozpatrywałam jako ciekawostkę.
Nie wiedziałam co się robi na takim odosobnieniu, już sama nazwa była dla mnie tajemnicza.
Pojechałam jako odkrywca nowego i zarazem całkowity laik. O medytacji wiedziałam tyle tylko, że istnieje i tyle. Nigdy nie medytowałam, no bo po co. Żyłam jak żyłam i właściwie nie wiedziałam w czym może mi pomóc medytacja buddyjska.
Wyjeżdżaliśmy w piątek po 17, umówiliśmy się na dworcu. Wszyscy przyszli, przedstawiliśmy się sobie i poszliśmy razem na busa, który nas zawiózł do Woli Filipowskiej (to taka wiocha za Krakowem, na Garbie Tęczyńskim).
Ja byłam prosto po pracy jeszcze zmęczona, rozdrażniona. Jednak zmęczenie zaczynało przeradzać się w podniecenie i świadomość, że będzie się działo coś nowego.
Przyjechaliśmy na miejsce i od razu uderzył mnie zapach powietrza, przesycony wilgocią drzew. Cisza, świergot ptaków.
Miasto zostało za nami. To zadziwiające ale nastawiłam się na maksymalny odbiór wrażeń i wrażenia nadchodziły.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy i jeszcze raz przedstawiliśmy się sobie nawzajem. Zrobiliśmy taki mały ołtarzyk z Buddą, prawda że ładny? ?
Amarasiddhi powiedział że nas wita i potem taki krótki wstęp, i trochę mówił też o pozycji podczas medytacji. Amarasiddhi, samą swoją obecnością już mi pomógł. No bo miałam świadomość, że wszyscy poza mną już kiedyś medytowali i wiedzą cokolwiek na ten temat, a ja zieloniutka.
Medytowaliśmy chyba 15 minut siedzieliśmy sobie i rozpoczęliśmy od uświadomienia sobie, że mamy ciało. Czyli nogi, biodra, tułów, ramiona, ręce, szyje, głowę, nawet włosy na głowie. Niby takie banalne ale … ale czy ja wcześniej zastanawiałam się nad wszystkimi częściami mojego ciała. Nie.
Czasem skupiałam się na jakiejś części podczas mycia albo w momencie gdy mnie coś bolało, a tak to raczej nie, po prostu ciało i tyle.
A tu zaskoczenie, MAM CIAŁO i potem zaczęłam je rozluźniać i jakoś się dobrze poczułam.
Potem zjedliśmy kolację, wspólnie przygotowaną i to bardzo mi się podobało.
Wspólnie lepiej smakuje, ale jest coś jeszcze. W naszym życiu spotykamy wielu ludzi ale często jesteśmy samotni mijamy się, w tramwajach na ulicach w korytarzach ale nie czujemy więzi z innymi. Myślę że podświadomie dążymy jednak do budowania takich małych grup, wspólnot. Tutaj to była mała grupa weekendowa ?
Było nas 4 kobiety i 5 mężczyzn. Spaliśmy w osobnych sypialniach. Wieczorem od 22.00 Amarasiddhi poprosił o milczenie aż do rana..
Było to trudne z uwagi na mnogość wrażeń, dla mnie wszystko było nowe, chciałam to przedyskutować a tu mam milczeć. A jednak się udało. (no prawie hihi).
Nie oczekiwałam nic szczególnego od retritu. Po prostu przyjechałam i obserwowałam uczyłam się, brałam aktywny udział w naszych spotkaniach, jeżeli czasem tematy na które rozmawiali inni były dla mnie mało zrozumiałe to, po prostu zajmowałam się czymś lub szłam sobie do ogrodu.
Ogród dawał wyciszenie, spokój który mnie wypełniał. Była wiosna, a ja miałam spadek formy. Chaos w pracy brak równowagi i spokoju w domu.
A tu spotkałam się z ludźmi, których coś łączyło-na krócej lub dłużej ale czuło się wzajemna sympatię.
Sobota poranek w ciszy, nadal ten spokój.
Myślę że miałam szczęście, że tak szybko zostawiłam za sobą Kraków i tamto życie, odzyskałam chwilowe wyciszenie jakże długo oczekiwane.
Miasto i praca, problemy były, ale w tym momencie Tu i Teraz byłam ja i coś jeszcze. Coś nowego i zarazem jakby znanego. Coś co było moje gdzieś we mnie, ale uśpione i czekało.
W sobotę medytowaliśmy w grupach ja byłam z Agnieszką, Jarkiem i Michałem (naszym nauczycielem), A w drugiej grupie była Ula, Ewa, Jarek :-), Michał (Misiu) i Amarasiddhi. Medytowaliśmy już troszkę dłużej. Skupialiśmy się na oddechach, liczyliśmy wdechy i wydechy. Nie umiem oddychać jakoś szczególnie, robię to nieświadomie, traktując oddech jako produkt uboczny egzystencji. O oddechu myślałam podczas pływania stylem klasycznym, wdech głowa pod wodę wydech. Cykliczność którą bardzo lubię. Teraz doświadczyłam, że oddech może mnie uspokoić wewnętrznie, pobudzić, no i coś fajniastego, oddech może mieć kolory ale o kolorach to nie będę tu pisać :-).
Jak na początek to całkiem nieźle. Pod koniec medytacji rozproszył mnie rumor dobiegający z pomieszczenia, w którym była druga grupa. No ale ponownie zaczęłam liczyć oddechy. Na temat medytacji dokładniej nie jestem w stanie pisać bo najlepiej to przedstawi nauczyciel. Tu opisuję moje i tylko moje wrażenia.
Po medytacji porannej, śniadanie i trochę czasu wolnego. Jarek został w domku, chciał porozmawiać z ludźmi, a ja chciała pobyć wśród przyrody. Poczuć chropowatą korę drzew, wiatr, posłuchać lasu. Zaprosiłam Michała żeby mi towarzyszył. Poszliśmy. I był to jeden z momentów który bardzo wiele mi dał. Mogłam z Tobą porozmawiać Michałku opowiedzieć moją historię, trochę poznać Twoją sytuację. To jak pojawił się Buddyzm w Twoim życiu. Idea retritów przez to stała się dla mnie jakoś bliższa. Mogłam podzielić się tym co się działo ze mną w danej chwili. Myślę, że wiele daje poczucie wspólnoty z innymi, ale otwarcie w moim przypadku następuje przy osobie której ufam.
Potem było już lepiej ?
Po spacerze była kolejna medytacja z oddechami i medytacja taka, że obdarzamy najpierw siebie, a potem innych miłością.
Kocham siebie, kocham osobę bliską, kocham osobę mi obojętną i kocham wroga (np. szefową), kocham świat. Nie jest to prosta medytacja zwłaszcza element z wrogiem i całym światem, ale bardzo ciekawa. W moim przypadku przestrzenna, obrazowa, kolorowa.
Potem był obiad i wycieczka spacer do ruinek zameczku.
Sobotni wieczór, podczas spaceru Amarasiddhi poprosił nas o zastanowienie się nad rzeczą, czy ideą, która będzie nam symbolizowała ten właśnie retrit. Wieczorem każdy zapalił swoją świeczkę i położył tą rzecz symbol razem ze wszystkimi innymi. Był to taki uroczysty moment. Wiele z przeżyć dotarło do mnie dopiero po powrocie do domu. Wyjazd mówiąc obrazowo potrząsnął mną, wyrwał trochę z tej monotonii.
Najważniejsze co dał mi ten retrit:
że spokój mogę znaleźć w sobie, energię tez w sobie, że istnieją ludzie, którzy są świadomi i emanują jakimś dobrem (mam na myśli Amarasiddhiego i Michała) mam dla nich duży szacunek.
Fajni jesteście gdybym mogła to w tym momencie bym was uściskała i ucałowała ?
Pokazaliście mi, że istnieje pewna droga….
Medytacja jest dla mnie przygodą, jest takim prezentem od Agnieszki dla Agnieszki.
Myślę że wiele rzeczy jak np. oddech robiłam całkowicie nieświadomie, ten wyjazd oczywiście nie zmienił mnie natychmiast. Właściwie to wiem teraz jak wielu rzeczy jeszcze nie wiem. Ale wszystko przede mną.
Z medytowaniem w domu mam nadal problemy, robię to rzadko. Ale liczy się to, że zobaczyłam że jest coś do zrobienia z samym sobą. Praca nad sobą i zarazem szczęście.
Jeśli czytasz to i zastanawiasz się nad wyjazdem to powiem Ci. Jedź ?
Jeśli jesteś Buddystką/Buddystą to na pewno możliwość dyskusji z nauczycielem dużo Ci da.
Jeżeli nigdy nie miałaś/miałeś kontaktu z Buddyzmem, medytacją, jedź bo i tak się będziesz świetnie bawić.
Odkryjesz nowy świat wewnątrz Ciebie coś co jest w tobie. To może zabrzmieć pompatycznie ale tak właśnie się stało w moim przypadku.
Jeżeli nic nie odkryjesz no to co, ale pobędziesz z otwartymi ludźmi. Odpoczniesz.
Jeżeli szukasz czegoś i nie wiesz właściwie czego, to może taki retrit ci jakoś pomoże.
Tylko jedna sprawa, jedz na ten wyjazd, jakby to była wyprawa w nieznane zakamarki dżungli. Ja tak zrobiłam. Złapałam małego zwierza, taką kruszynkę świadomości.
I ostatnie, bez chemicznych wspomagaczy też można zobaczyć kolorowy oddech, lub poczuć nieistniejący dotyk , wystarczy tylko trochę pomedytować hehe.
Powyższe zdanie może nie jest jakoś, mądre ale przecież Budda też kiedyś był w naszym wieku.
Piszę takie głupoty bo jakoś mnie naszedł, dziwaczny humor hihi.
Agnieszka
P.S. To nie jest pozycja medytacyjna. Ale to jestem ja.